czwartek, 25 lipca 2013

jeden koniec, jeden start, wiele zalet, wiele wad, jedni my, wielu ich, jedna ty, jeden świat.

- Panie Łomacz, proszę się zatrzymać! To panu nic nie da! - nawoływania policjantów przez megafon spływają po nim jak po psie. Biegnie dalej, jakby miał jakieś akumulatory czy baterie w tyłku.
Coraz bardziej się oddala, a ja mam coraz mniej sił. Zrzuciłam już bluzę, zrzuciłam buty. To nic, że kamienie podrażniają mi stopy, a faceci gapią się na skaczące w ciemnym staniku cycki. Dla mnie najważniejsze jest dopadnięcie Grzegorza. Nie pozwolę, aby nie zapłacił za swoje czyny.
- Wracaj tu, tchórzu! - krzyczę, mimo iż płuca chyba zgubiłam na drugim kilometrze za sobą. Dopiero policyjny motor pozwala mi odetchnąć.
Po co on to robi? Po co ucieka? Przecież doskonale wie, że nie wywinie się od odpowiedzialności. Doskonale wie, że tak czy siak zostanie złapany i osadzony. Duma mu na to nie pozwala? Sam nie może się przyznać do błędu? Ktoś musi to na nim wymusić?
Zbliżamy się do jedynego mostu w okolicy. Znów biegnę za nim. Jest coraz bliżej. Nie rozumiem, dlaczego się zatrzymuje, dlaczego patrzy na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami. Nie rozumiem, dlaczego staje na tym kurewskim murku. Przebieram nogami jeszcze szybciej. Mięśnie mnie bolą, dostaję cholernych skurczy, ale robię to dalej. Krzyczę, przy okazji płacząc, aby tego nie robił. Dlaczego nie słucha? Dlaczego jego osoba leci w dół, zderzając się z taflą wody?
Przez jakieś siedem sekund patrzę się na rozpływające okręgi jak opętana. Mam wrażenie, że ziemia się pode mną rozstępuję, że pioruny trzaskają we mnie jak oszalałe, że porywa mnie fala wrzącej lawy. Może przez to robię to, co robię właśnie teraz?
- Niech pani nie skacze! Tam jest płytko! - szkoda, że nie powiedział mi tego, zanim moje stopy oderwały się od mostu. A może nie szkoda?
Woda. Woda okalająca całe me ciało, wlewająca się do uszu, nozdrzy, rozchylonych ust. Wygięte ciało i kurewsko bolący kręgosłup po zderzeniu z podłożem. Dlaczego mój własny mózg sprowokował mnie do czegoś takiego? Po co ja to zrobiłam? Po co zmarnowałam sobie życie dla jakiegoś frajera o ponadprzeciętnym wzroście? Może dlatego, że tak naprawdę zaczynałam go kochać, bo był mi najbliższą osobą, bo był kimś, dla kogo zawsze chciało się wstać, a następnie zasnąć? Tylko czy było warto?
Mimowolnie otwieram szerzej usta. Czuję ciecz wypełniającą me płuca. Nawet się nie miotam, po prostu się duszę. Nie mam czym oddychać, przestaję widzieć, przestaję reagować na cokolwiek. Nawet nie wiem, czy Łomacz już wyzionął ducha, czy może go odratowali, czy może targnęłam na swoje życie, dla niego, za darmo.
Jak miło czuć tę błogość, ten spokój, widzieć przebłyski tego charakterystycznego światła. Nic nie boli, nic nie dręczy. Biało, ciepło, przyjemnie. Ale i tak mu się oberwie. Niezależnie, czy to w piekle, czy to w niebie. Łomacz, jesteś skończony. Choć i tak cię kocham. Chyba.
Ciekawe, czy na drugim świecie mają wygodne łóżka.

- Nie, to niemożliwe.
Siedzę na fotelu ginekologicznym w kompletnym bezruchu. Słowa pani ginekolog niszczą cały mój dotychczasowy światopogląd. Wywracają wszystko do góry nogami.
- Możliwe. Gratuluję, jest pani w ciąży.
- Jakim cudem? Przecież wcześniej poroniłam. Nie powinnam mieć możliwości urodzenia kolejnego dziecka.
- To brednie wyssane z palca. Nikt nie powiedział, że poronienie jest katem. Prawda, ostatnio coraz częściej tak się zdarza, że kobieta po stracie maleństwa ma problemy z zajściem w ciążę. Ale pani się udało. Nic, tylko się cieszyć.
Opuszczam gabinet zszokowana, rozradowana do granic możliwości. Od gwałtu dzień w dzień wmawiałam sobie, że to ostatnie dziecko, jakie miało okazję choć zacząć się rozwijać w moim łonie, że bycie matką tak po prostu nie jest mi pisane. Może powinnam się w końcu zacząć cieszyć, że chociaż raz na jakiś czas się mylę w swoich przewidywaniach?
Światło słoneczne tak niemiłosiernie rozgrzewa moje ciemne włosy, zarumienia skórę. Totalnie to ignoruję. Wzrokiem szukam Zbyszka. Nie zajmuję mi to zbyt wiele czasu. Stoi po drugiej stronie jezdni, oparty o Audi, z tymi swoimi nowymi Ray Banami na nosie.
Nie wiem, co mną kieruje, dlaczego zamiast na spokojnie dotrzeć do niego i wpaść w ramiona, oznajmiając mu tę jakże wspaniałą wiadomość, biegnę jak opętana. Biegnę, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła. Może to dlatego mina Bartmana z rozanielonej staje się przerażająca? Może dlatego słyszę pisk hamulców samochodowych? Może dlatego czuję taki cholerny ból po lewej stronie swego ciała? Może dlatego ląduję z łoskotem na chodniku?
Mam wrażenie, jakby przeszłość powróciła, tyle że w nieco innym wymiarze. Znów wszystko boli, znów czuję zapach krwi, widzę ją oczami wyobraźni, widzę, jak płynie po płytkach chodnikowych. Światło już tak nie razi, nie parzy. Wręcz przeciwnie, jest takie błogie, przyjemne. Zmusza do przymknięcia oczu.
- Honorata! - jego ogromne dłonie przenoszą mnie na jego kolana. Brodzi palcami po mojej umazanej, zapewne ciemnoczerwoną cieczą, twarzy. Odgarnia kosmyki lepiące się do policzków. - Spokojnie, karetka już jedzie.
Nie mam pewności, czy zdąży. Nie mam pewności, czy to właśnie nie ostatni litr krwi wypływa z mojego ciała. Niczego nie jestem pewna. Nie wiem, czy za kilka dni nie będzie płakał na moim pogrzebie, nie wiem, czy za parę lat nie znajdzie sobie innej, lepszej. Nic nie wiem. Jedynie czuję. Ból. Srogi, cholerny.
- Zbyszku, obiecaj mi coś - mruczę, choć wcale nie jest mi łatwo.
- Wszystko, kochanie - widzę, jak łzy napływają mu do oczu. Widzę, że i jemu nie jest łatwo. Bo jak może być, skoro w każdej chwili jego tymczasowa wybranka serca może odejść, może zostawić go samego?
- Obiecaj, że jeśli przeżyję, to nie pozwolisz stracić mi tego dziecka. Pomożesz mi, może niedosłownie, donieść je aż do momentu rozwiązania.
O nic nie pyta. Przytula moje odrętwiałe ciało do siebie. A ja wiem, że w takiej scenerii mogę umierać. I to w każdej chwili. Nawet teraz.

no, to dotrwałyśmy do końca tej historii.
tak, już więcej nie zobaczymy się z Sonią, Grześkiem, Honoratą i Zbyszkiem.

dziękuję, że tu byłyście, że przeżywałyście to razem ze mną.
powiem wam tylko tyle - to najbliższa memu sercu opowieść. dlaczego? bo pozostałe zawierały w sobie samą fikcję, fakty wyssane z palca. a tu każdy rozdział miał coś ze mnie, z mojego życiorysu, z mojej przeszłości. 

tak na koniec - dedykuję ją moim przyjaciołom, Mateuszowi i Kaśce, bez których tak naprawdę to by w ogóle nie powstało.
mam nadzieję, że tam, gdzie teraz jesteście, jest o wiele lepiej niż tu, na Ziemi. [*]
i wiedzcie, że za wami tęsknię. cholernie mocno.

a jeśli ktoś miałby ochotę na coś nowego, to zapraszam tu:
start pierwszego sierpnia. 

dzięki raz jeszcze.

+ niespodzianka na perwersji, o ile ktoś ją jeszcze pamięta.